Perspektywa
Funkcjonowanie w mediach społecznościowych jest dla mnie dość trudne.
Zawsze, gdy dołączam do nowej grupy, nie ważne czy wirtualnie czy nie, staram się najpierw trochę przyczaić i poobserwować ludzi i ich zwyczaje. Dopiero gdy się już jako tako oswoję i poznam trochę nowe otoczenie, zaczynam się otwierać i moja aktywność rośnie. Problemem jest oczywiście ekspozycja społeczna, z którą związany jest dość duży jak dla mnie stres. Stres, który później muszę w jakiś sposób odreagować. Stres, który zużywa dość sporo mojej energii. Czasami taka nieoczekiwana ekspozycja społeczna potrafi mnie wyłączyć na resztę dnia.
W moich nowych socjalach wbrew pozorom nadal jestem na etapie oswajania. Idzie mi to dość wolno i polega na obserwowaniu głównie fundacji, organizacji, hasztagów, grup itp. Staram się unikać obserwowania konkretnych osób, bo najczęściej wiąże się to z obserwacją zwrotną, nawet gdy dana osoba ma całkiem sporo followersów i wydawać by się mogło, że nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ja. A tej (nadmiernej) obserwacji zwrotnej chcę właśnie na początku uniknąć. Bo świadomość posiadania jakiejś tam liczby followersów sprawia, że gdzieś tam w głowie siedzi strach, że wszystko co napiszę, dotrze zawsze do jakiejś tam liczby osób. A jeśli ich nawet nie znam, bo jestem nowa, to strach jest jeszcze większy, bo nie mam pojęcia jakiej reakcji mogę się po tych osobach spodziewać.
Opublikowanie czegoś w pełni publicznie niesie ze sobą ryzyko, że pojawią się nowe osoby, które zaczną mnie obserwować. Bo w socjalmediach nigdy nie wiadomo, jaka będzie reakcja na to co napiszesz. Wywołuje to we mnie dodatkowy lęk. Dlatego świadomie ograniczam zasięgi tego, co wrzucam do sieci. To ograniczanie polega między innymi na unikaniu oznaczania moich postów hasztagami, na celowym wrzucaniu tylko części moich postów jako publiczne i widoczne dla całego świata. Czasami publikuję coś, co pojawia się tylko moim znajomym, bo po prostu chcę się trochę wycofać, jakby ukryć w tym całym wirtualnym świecie, jednocześnie nie opuszczając go całkowicie. Całkowite wycofanie się na jakiś czas z obecności w jakimś miejscu grozi (w moim przypadku) opuszczeniem tego miejsca na stałe.
Takie świadome ograniczanie zasięgów jest sprzeczne z tym co robi większość ludzi w socjalmediach, zwłaszcza tzw. influencerom zależy na jak największym zasięgu. Dlatego nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że ja się najzwyczajniej w świecie próbuję mimo wszystko ukrywać. Naturalną reakcją większości osób w socjalmediach jest więc udostępnianie dalej tego, co im się podoba. Dlatego zanim coś puszczę publicznie, długo się nad tym najpierw zastanawiam. Strach przed ekspozycją na nowe, nieznane osoby jest często paraliżujący.
Moje problemy w socjalmediach, oprócz jako takiej komunikacji w zwykłych rozmowach czyli np. trudności albo całkowity brak rozumienia ironii, to również perspektywa, czyli to w jaki sposób patrzę na świat i w jaki sposób odbieram to, co się w moim życiu dzieje. Jeśli więc publikuję jakieś swoje przemyślenia czy też swoje pomysły w socjalmediach, to z założenia są one ukazane z mojej własnej perspektywy. Czyli to, co piszę, uwzględnia w pewien domyślny sposób moje dotychczasowe doświadczenia ze światem, moje przeżycia. Moje posty są zatem umieszczone w jakimś kontekście, którego znajomość pozwala lepiej zrozumieć to, co próbuję akurat przekazać innym. Wydaje mi się, że osoby które mnie obserwują i w miarę czytają to co piszę, powinny bez problemu wyłapać mój kontekst. Dlatego mam mniejsze obawy przed reakcją osób, które już mnie obserwują.
W pełni publiczny post (lub udostępnienie go dalej przez osobę mnie obserwującą) sprawia, że post jest widoczny dla osób, które nigdy wcześniej nie miały ze mną kontaktu. Nawet jeśli takie osoby zerkną na mój profil to i tak nie będą znać w pełni kontekstu, w jakim post się ukazał, a kontekst ten jest ściśle związany z moją neuronietypowością.
Post staje się więc oderwanym od kontekstu własnym bytem. Jego interpretacja zależy od tego, kto go czyta. Bo każdy, dosłownie każdy, kto czyta takiego posta, interpretuje go na swój własny sposób, który zależy od jego perspektywy, od tego w jaki sposób obserwuje i uczestniczy w życiu społecznym, od tego jak doświadcza tego życia. Bo każdy ma swój własny, unikatowy bagaż doświadczeń stąd interpretacji takich jest tyle ile osób. A to stwarza kolejne pole do nieporozumień.
Dziś przypadkiem wyprodukowałam bardzo popularnego (jak na mnie) posta. Paru osobom mój pomysł się spodobał, innym nie. Wydaje mi się, że nikt z nich nie zrozumiał mojej perspektywy, po prostu dla jednych mój pomysł był zabawny a dla innych nie. Przerażenie moje było więc ogromne, gdy co chwilę dostawałam kolejne powiadomienie w telefonie. Musiałam dość sporo się tłumaczyć a i tak nie wiem czy udało mi się sprawić, by ktokolwiek zrozumiał moją perspektywę. Dla mnie słowa, które dobieram są ważne. Okazuje się, że większość osób jakby część słów pomija, czyta jakby pobieżnie i odczytuje to co chce odczytać. Stąd błędne założenie, że to co chcę zrobić, będzie odbywać się na jakąś masową skalę i będzie uprzykrzać strasznie życie niewinnym ludziom. Prawda jest taka, że opisana przeze mnie sytuacja była dość wyjątkowa więc i realizacja tego co opisałam, także będzie mieć charakter sporadyczny, rzadki i dość wyjątkowy. Ale nikomu chyba takie coś nie przyszło do głowy.
Cała sytuacja skończyła się tym, że zostałam zauważona przez kolejne osoby więc mam nowych followersów. Dlatego znowu gdzieś tam w środku mnie pojawił się strach przed kolejnym odezwaniem się. Bo nowe osoby to znowu jakaś niewiadoma, jakaś niepewność kim one są i jak będą reagować na to co piszę.
No i do końca dnia nie byłam już w stanie nic więcej zrobić...
— xlenka