Beczka Liebiga
Przeglądając ostatnio facebook-a natrafiłam na ciekawy post. Tak, czasami nieznane algorytmy fb potrafią zaproponować coś wartego uwagi.
Otóż post ten dotyczył ekologii i opisywał prawo minimum Liebiga. Jest to niezwykle naturalne prawo występujące w przyrodzie. Zgodnie z prawem Liebiga czynnik, którego jest najmniej, jest tym czynnikiem, który decyduje o wzroście organizmu czy też całego ekosystemu, niezależnie od poziomu pozostałych czynników.
Jako przykład działania tego prawa często wskazuje się beczkę zbudowaną z klepek różnej długości. O tym, ile może być wody w beczce, decyduje po prostu najkrótsza klepka.
I ta beczka jest świetną analogią do mojego autystycznego funkcjonowania w świecie neurotypowym.
Na początku chcę wyraźnie zaznaczyć, że opisuję tutaj siebie, moje doświadczenia i moje odczucia. Moja perspektywa to perspektywa kobiety w średnim wieku, która o swoim autyzmie dowiedziała się kilka miesięcy temu. Znowu jest w stanie wypalenia autystycznego, gdyż nie wiedzieć czemu znowu postanowiła iść na studia. Nie ma też zielonego pojęcia, co dalej zrobić ze swoim życiem, ponieważ sytuacja w jakiej się znalazła znacznie przerasta jest wyobraźnię i analityczne zdolności jej mózgu.
Niech więc poziom wody będzie ogólnie przyjętym poziomem mojego funkcjonowania w społeczeństwie. Gdzie poziom funkcjonowania to nie tylko to czy potrafię zrobić zakupy, iść do urzędu załatwić jakąś sprawę, ogarnąć sprawy szkolne dzieci itp. To także zdobyte wykształcenie (matura, dyplom ukończenia studiów itp.), które także jest wskaźnikiem tego, na ile jestem w stanie żyć w miarę normalnie w grupie społecznej, spełniać oczekiwania, wypełniać nałożone na mnie obowiązki...
Klepki, z których zbudowana jest beczka, niech będą wszystkim tym, co przydaje się w życiu czyli cechy charakteru, które pomagają lub utrudniają życie w społeczeństwie, zdolności itp.
Z mojego punktu widzenia, beczka osoby neurotypowej jest prosta. Klepki mają równe krawędzie. Co prawda są one różnej długości, ale różnica ta nie jest jakoś specjalnie wielka.
Moja beczka, w porównaniu do beczki nieautystycznego człowieka, wygląda strasznie. Tak, jakby ktoś próbował ją zrobić z otrzymanych klepek ale bez żadnych narzędzi. Czyli zamiast przycinać klepki do odpowiedniej długości, są one po prostu łamane. Jak się można domyślić, różnica w długości poszczególnych klepek jest dużo większa, gdyż trudno jest sprawić, by deska pękła dokładnie w tym miejscu co chcemy. I wydaje mi się, że dokładnie tak samo jest z osobami w spektrum. Amplituda poziomu zdolności i ogólnie pojętych cech jest u autystyków znacznie większa niż u osób neurotypowych. I tak jak jedna rzecz może być u autystyka na bardzo wysokim poziomie, tak inna będzie znacznie poniżej jakiegoś minimum przyjętego dla nieautystycznych ludzi.
Oczywiście, od czasu kiedy pojawiłam się na tym świecie, staram się w jakiś sposób dostosować do panujących warunków, spełniać oczekiwania bliskich mi osób i jakoś sobie ogólnie radzić. Ponieważ pewne klepki mojej beczki są bardzo długie w porównaniu do klepek osób neurotypowych to potrafię z nich skorzystać i załatać te najbardziej ograniczające ubytki.
Żyjąc sobie w miarę spokojnie, po prostu odłamuję kawałki tych najdłuższych klepek i łatam od dołu moją beczkę. W ten sposób jestem w stanie w mojej beczce nagromadzić więcej wody. Oczywiście moja beczka przecieka. Dzieje się tak, ponieważ nadal jestem osobą w spektrum autyzmu i nic ani nikt nie jest w stanie tego zmienić. Zdarzają się więc sytuacje, których nie jestem w stanie w żaden sposób ogarnąć.
Czasami zdarza się także, że życie nie jest spokojne. W moim przypadku było tak za każdym razem, gdy rozpoczynałam studia. Ciągła ekspozycja społeczna, maskowanie na ekstremalnym poziome, dużo większe wymagania niż wcześniej, ściśle określone terminy zaliczeń poszczególnych etapów i przede wszystkim moje duże emocjonalne zaangażowanie do tego, by zdobyć wykształcenie wyższe – wszystko to sprawiało, że do mojego życia zaczynała wkradać się panika związana z brakiem umiejętności radzenia sobie w takich warunkach.
Aby przetrwać, musiałabym w bardzo krótkim czasie podnieść poziom wody w mojej beczce. W panice starałam się więc łamać kolejne klepki, żeby jak najszybciej zakleić to co jest poniżej wymaganego poziomu. Przestawałam również zwracać uwagę na to, które klepki mogę wyłamać bo nie są mi aż tak potrzebne, a których lepiej nie ruszać, gdyż są dla mnie niezwykle cenne. Z braku czasu łapałam takie z których najczęściej korzystałam, czyli te które były blisko pod ręką, ale jednocześnie były ważne w osiągnięciu mojego celu.
Panika i brak ostrożności praktycznie zawsze prowadzą do katastrofy czyli w przykładzie z beczką – do pęknięcia jakiejś klepki znacznie poniżej obecnego poziomu wody. I tak właśnie wygląda wypalenie autystyczne. Zgromadzona do tej pory woda zaczyna się wylewać, traci się nie tylko to co się wcześniej wypracowało, ale traci się też to co do tej pory było na dużo wyższym poziomie, bo klepka pękła zbyt nisko.
Co by było, gdybym przed rozpoczęciem studiów miała świadomość o tym, jak funkcjonuje osoba autystyczna, gdybym wiedziała czym jest ekspozycja społeczna dla autystyka, czym jest i czym grozi maskowanie?
Wracając do analogii beczki, wiedza i świadomość o byciu w spektrum daje mi narzędzia do przycinania klepek w mojej beczce. Jakie to będą narzędzia a także ich jakość ściśle zależy od poziomu samoświadomości. Jeśli posiada się formalną diagnozę i w związku z tym fachową pomoc to te narzędzia są dość dobre i da się dzięki nim nawet osiągnąć sukces.
A co jeśli nie mam diagnozy i na własną rękę, mniej lub bardziej udolnie szukam informacji o życiu w spektrum autyzmu? Nawet zwykłym brzeszczotem, raniąc się w mniejszym lub większym stopniu, wydaje mi się, że byłabym w stanie szybciej i lepiej przyciąć klepkę, w dodatku tam gdzie tego bym chciała a nie w jakimś przypadkowym miejscu. Może nie osiągnęłabym takiego sukcesu o jakim marzyłam, może wcale nie osiągnęłabym sukcesu, gdyż odpadłabym gdzieś w połowie studiów. Tego nie wiem i chyba już nigdy się nie dowiem. Wydaje mi się jednak, że posiadając jakieś nawet najprostsze narzędzia, nie doprowadziłabym do katastrofy i w efekcie do pewnego rodzaju cofnięcia się w moim rozwoju.
Wypalenie autystyczne jest dla mnie katastrofą. Pojawia się tylko wtedy, gdy bardzo mi na czymś zależy. Dlaczego są to akurat studia? Nie mam zielonego pojęcia, jestem osobą w spektrum autyzmu więc jakby z definicji robię rzeczy bez logicznego (w świecie neurotypowym) uzasadnienia.
Moje obecne wypalenie autystyczne pojawiło się ponad dwa miesiące temu. O tym, jak się nazywa taki stan i że jest to coś na co skarżą się też inne osoby w spektrum, dowiedziałam się dwa tygodnie temu.
Dowiedziałam się też, że nie jest to depresja, więc antydepresanty nie pomogą i że poza zmianą trybu życia nie ma na to w zasadzie żadnego lekarstwa.
Niestety, wiedza na temat wypalenia autystycznego wcale nie jest dla mnie czymś, co ratowałoby mnie z mojej obecnej sytuacji. Oprócz tego, co w tej chwili dzieje się ze mną i praktycznie uniemożliwia mi całkowicie naukę (czyli przygotowanie się do egzaminów), są też długoterminowe skutki wypalenia. I to właśnie one mają dla mnie dużo większe znaczenie niż przejściowy stan w którym jestem. Nawet jeśli będzie on trwał wiele miesięcy.
Oczywiście obecnie jestem już bogatsza w wiedzę, więc odbudowanie mojej beczki powinno być trochę łatwiejsze niż dotychczas. Mam jednak wrażenie, że nigdy nie wrócę już do stanu sprzed wypalenia. Obawiam się też, że nieodwracalnie straciłam część swoich zdolności, na pewno obniżył się ich poziom. Nie jestem też w stanie w jakikolwiek sposób przewidzieć, kiedy skończy się moje obecne wypalenie. Wiem tylko, że jeszcze trwa bo nadal nie jestem w stanie nauczyć się tego co chcę. A przecież mam jakby więcej do zrobienia, gdyż muszę zacząć niejako wszystko od nowa, ponieważ z mojej beczki uciekło za dużo wody. Nie wiem czy to, czego się do tej pory nauczyłam, jest jeszcze gdzieś w mojej pamięci i tylko nie potrafię się do tego w żaden sposób dostać, czy może wszystko bezpowrotnie straciłam.